Ringo napisał(a):
"Swiat Zofii" czytalam w osmej klasie podstawowki (czyli majac 14 lat), uwazam, ze wlasnie gdzies w przedziale 13-16 najlepiej trafia... Choc zapewne sa i takie jednostki, ktore zrozumieja sporo majac i znacznie mniej lat...
Michelle napisał(a):
Dziwnie zaczęłam, mając jakoś tak 10-11 lat przeczytałam... nie zaraz, wiem, że to brzmi jak głupi żart albo bufonada... ale naprawdę... Świat Zofii.
A nie mowilam, ze sa zapewne takie jednostki? Nie, nie uwazam tego za zart, absolutnie tez nie brzmisz mi na bufona
. To tylko absolutnie fantastycznie.. Twoja historia.. Nie, nie pokladalam sie ze smiechu, natomiast szeeeeroki usmiech zagoscil na mojej twarzy!!! Chyle czola, i nie zartuje
. Fragmenty twojej historii tak jakby "skads znam"
.. Ale tylko fragmenty... Jestes niesamowita, Michelle.. Cicho, bez komentarza!!
Nie, nie moge sie pochwalic przeczytanym "Swiatem Zofii" w tym wieku, chocby dlatego, ze w '93/'94-tym roku, poprawcie mnie, jesli sie myle, "Swiat Zofii" jeszcze nie byl przetlumaczony na polski :p
. Ale za to.. Nie, pewno uznacie moja historie za wyssana z palca i usilujaca dorownac Michelle.. Otoz - nie dorownuje, bo nadal twierdze, ze wylapalabym ze "Swiata Zofii" czesc tego, co wylapalam majac 14 lat, i ze wlasnie 13-14 bylo dla mnie idealnym czasem lektury TEJ ksiazki.
11 lat - wtedy pasjonowalam sie wtedy Ameryka Poludniowa (Peru, Boliwia), Star Trekiem (The Next Generation) ale tez.. Zapomnialam dodac w historii beatlesowskiej, ze w tym czasie (uwaga szok
) zywo interesowalam sie UFO
, zaczytywalam sie "Nie z tej ziemi", "Nieznanym swiatem", troszke Dänikenem... I mialam ambicje zostac w przyszlosci powaznym naukowcem.. UFOLOGIEM
)) I coz? Postanowilam, ze napisze ksiazke.
Mala dygresja, takich pozaczynanych ksiazek bylo kilka, niestety moj slomiany zapal sprawial, ze porzucalam zawsze pisanie na etapie kilku (krotkich!) rozdzialow
.
Ksiazka miala nosic tytul "Rzeczy zwiazane z UFO"
. Oczywiscie nie moglam ruszyc z kopyta, piszac od razu o przybyszach z obcej planety
, musialam zrobic wstep, wyjasniajacy podstawowe pojecia... No i dawaj, zaczelam zastanawiac sie nad kluczowymi pojeciami "czas", "mysl", "przestrzen"
) Oczywiscie nie nabazgralam wiecej niz chyba 12-13 stron zeszytu, a odpowiedzi sa rozczulajaco nieporadne i smieszne...
Niemniej jednak pamietam, jak moj tata, ktoremu dalam probke do przeczytania OBRAZIL moja ufologiczna dume, wolajac do mamy - "Popatrz, ona pisze traktat filozoficzny"
)). Aghr, jaka ja bylam zla wtedy. Jaka znowu filozofia! To nie jakies tam "luzne rozwazania"!! Ja probuje byc powaznym ufologiem!!!
))
Ale generalnie, poza Dänikenem, to zaczytywalam sie w tym wieku klasyka powiesci dzieciecej i mlodziezowej - wchlanialam Korczaka (szczegolnie ukochalam sobie "Bankructwo malego Dzeka" i "Kajtus Czarodzieja"), Bahdaja, Niziurskiego, Ozogowska, Frances Hodgson Burnett itd., itp., czyli baaardzo typowo, przypuszczam, ze wszyscy forumowicze doskonale rozpoznaja tych autorow ze swojego dziecinstwa.
Twoja historia bibliotekowego szalenstwa jest niesamowita! U mnie bylo ciutke inaczej.. rzeczywiscie, szczegolnie w okresie podstawowki i poczatku liceum, duza czesc czasu poswiecalam na ksiazki, uwielbialam atmosfere bibliotek (no, ale z drugiej strony to u nas rodzinne, i od malego przyzwyczailam sie, ze pierwszego dnia przyjazdu nad morze wybieramy sie do biblioteki, zeby napozyczac caaala sterte ksiazek - ktore wreszcie mozna w spokoju poczytac) i zdarzalo sie, ze pochlanialam 2-3 ksiazki dziennie.. Ale po pierwsze - znacznie lzejsze tresciowo, po drugie, intensywne czytanie przychodzilo falami, po trzecie - wolalam zdecydowanie czytac w domu. Zeby przez kilka lat codziennie przesiadywac 8 godzin - nie, chyle czola
. Ale tez mialam tendencje do wpadania do np. szkolnej biblioteki czesciej niz statystyczni uczniowie
, mialam tez tendencje, do zaprzyjazniania sie z bibliotekarkami, i spedzania tam wielu przerw
Ale, zeby do tego stopnia, co Ty... nie. Az TAKIM molem ksiazkowym nie bylam. I nie poruszalam z nimi WSZELKICH mozliwych tematow. A potem przeszlo mi na.. hmm.. jak mozna mazwac mola muzycznego?? Ale to dotyczy chyba nas wszystkich, tutaj na forum
.
Co do Gaardera, Rito i Michelle, macie racje. Musze jak najszybciej nadrobic zaleglosci, i tyle!
Co do Christensena - wypowiem sie nastepnym razem, ale bedzie to impresja ze spotkania, a nie wrazenie z ksiazki (jeszcze, sniff, nie przeczytalam, mam w planach!!!!!)
Co do "Swiata Zofii", to tez nastepnym razem, moze juz wreszcie w dziale ksiazki... Tylko czy do tamtego dzialu pasuja luzne refleksje, dygresje i autobiograficzne watki?
Michelle napisał(a):
Chyba sobie zartujesz! Znasz mnie przeciez! Wiesz, ze wlasnie te najbardziej przefiltrowane przez piszacego wypowiedzi, do mnie trafiaja. Te - wskazujace na silne przezywanie czegos, lub zakrecenie refleksyjne wokol czegos
A na koniec tylko mala historyjka, taka anegdota rodzinna. W stu procentach potwierdzam jedynie, ze tak mi ja przekazano, ja sama nie pamietam tego wydarzenia (choc z tego okresu pamietam juz dosc sporo). To bylo jakos na samym poczatku mojej nauki czytania, mialam chyba jakies 4 latka... Wchlanialam takie male ksiazeczki "Poczytaj mi mamo" (to pamietam), a poza tym mialam tendencje do zczytywania tytulow z ksiazek stojacych u nas w przedpokoju (to tez pamietam). Takie - typowe dla dziecka sylabizowanie, powtarzenie wyrazow nawet, jesli sens jest jeszcze niezrozumialy. Ktoregos dnia odwiedzil nas znajomy mojego taty, profesor. Wiedzac, ze pochlaniam te ksiazeczki dla dzieci, spojrzal na mnie, i spytal. "No a ty, Asiu. Co Ty ostatnio przeczytalas?". Ja podnioslam na niego swoje oczeta i niewinnym glosikiem stwierdzilam: "lo... gika fol..malna zialys enci..klopedysny"
) A moze i nie spojrzalam na niego, tylko patrzylam na ksiazke znajdujaca sie na niskiej polce regalu w przedpokoju
Moi rodzice przynajmniej upieraja sie, ze tak bylo